Kraj i ludzie

    Byłam w Skandynawii.

Spotkałam  cenionego chirurga.

Kiedyś był moim kolegą.

Na studiach.

    Byłam w Londynie.

Rozmawiałam z informatykiem.

Przed laty wykładał na politechnice

w Warszawie.

    Byłam w Paryżu.

W galerii widziałam obrazy

młodej artystki.

Nie tak dawno  sprzedawała je

na Starym Mieście

w Krakowie.

    Byłam nad pięknym,

modrym Dunajem.

Mieszkałam  w domu

znanego architekta.

Kiedyś z rodziną wyjechał

Z Wrocławia.

Leciałam samolotem.

Pilotem był mój rodak.

Mówił z obcym akcentem.

Mieszkał na drugiej półkuli.

Ukończył szkołę w Dęblinie.

 

Wyjechali. Nie wrócili.

Zbudowali sobie swój świat

na obcych lądach.

 

A ja mieszkam tu,

gdzie mieszkam.

W kraju pięknym

pięknem krajobrazów,

biednym,

bo nadal traci,

to co najcenniejsze,

bogatym,

bo stać go na to

i beznadziejnym,

bo nic nie robi,

by to zmienić.


 
Wiersz o pokoju

 Odkąd wynaleziono broń

 nie było dnia pokoju,

codziennie giną ludzie,

ktoś komuś odbiera życie.

     Kat zawsze znajdzie ofiarę,

     ofiara może być katem,

     gdy zamroczone nienawiścią

     serce stanie się głazem.

 Maskę obojętności

 na twarz założy świat.

 A może zada pytanie

 Gdzie ofiara? Gdzie kat?

     Z oczu jak czarne perły

     popłyną łzy pokrzywdzonych,

     dla nich ten czas przeklęty,

      dla nich zabiją dzwony.

 Z łzami zmiesza się krew

 i kwiaty zapłoną ogniem,

 zapomni się co to grzech,

 gdy człowiek mianuje się  Bogiem.

     Serce rozdarte bólem

     kiedyś na pół pęknie.

     Przed Stwórcą, Tym Najwyższym

     każda dusza uklęknie.

  Nie ma  pokonanych,

  i nie ma  też zwycięzców.

 Każda rozpętana wojna

 dla ludzkości jest klęską.

     Pod żaglami nadziei

     płynie statek pokoju.

     Prowadź go Boże swą dłonią,

    Spraw, by nie zatonął.


 

Byłam w ciepłym kraju

Byłam w ciepłym kraju.

Zabytki starożytności,

 bezchmurne niebo,

błękitne   morze,

rafy koralowe,

Bieda.

Pojechałam na wycieczkę.

Pustynia.

Stacja benzynowa.

Sklepiki, kramy.

Zatrzymaliśmy się.

Kupowałam szaliki,

takie niedrogie, kolorowe,

dla siebie i córki.

Wybierałyśmy,

który ładniejszy.

Córka poprosiła

- Mamo. Kup mi  talizman,

taki na szczęście.

 Kupiłam.

Odjeżdżaliśmy.

Przez okno autokaru,

z wysokości zajmowanego miejsca,

z podwyższenia,

żeby lepiej było wszystko widać

zobaczyłam

kobietę.

Bezkształtna masa w czerni.

Siedziała skulona,

z pochyloną głową.

Nie było  widać nawet oczu.

Zapytałam przewodnika .

Dlaczego tu siedzi.

Przy drodze,

w kurzu,

spiekocie .

 Sama.

Milczał.

Nie chciał mówić.

Wreszcie powiedział:

Mąż się z nią rozwiódł.

Powiedział trzy razy.

Rozwodzę się z tobą.

Rozwodzę się z tobą.

Rozwodzę się z tobą.

I wyrzucił z domu.

Zabrał dzieci.

Kobieta przyszła tu,

by umrzeć.

I umierała.

W milczeniu,

w pokorze.,

w spiekocie,

w kurzu.

A ja kupowałam

szaliki

i talizman dla córki.

Na szczęście.


Bezdomni

Bez rodziny, bez domu,

niepotrzebni nikomu,

poza nawiasem społeczeństwa,

na dnie człowieczeństwa,

na ulicy, w kanale, na klatce,

w życia pułapce,

śmierdzący, odrapani ,niechlujni,

tacy nędzni, chudzi, smutni.

    Bezdomni.

Nikt ich nie chce znać,

może trzeba się bać

ich nędzy, brudu, wad.

Nie upomni się już o nich świat.

Lepiej ich unikać.

Po co w ich życie wnikać,

zadawać niepotrzebne pytania

i do wynurzeń skłaniać.

A każdy, gdyby tylko chciał,

do opowiedzenia by miał

historię najprawdziwszą

i łzę by wycisnął

z niejednych obcych oczu,

gdyby tak po trochu

na zakręcie życia

o to życie ich zapytać.


Opowieść żołnierza

Byłem żołnierzem.

Chciałem bronić

wolności swego kraju.

    Broniłem jego interesów.

Inny kontynent.

Inny kraj.

Pół roku na pustyni,

Temperatura 50 stopni.

Trening.

Gra w rugby

w gazowych maskach.

Brak wody,

Piach, słońce.

Wola walki.

Wroga nie było.

Trzeba go było szukać,

by go zgładzić.

Szukaliśmy.

Znaleźliśmy.

Ktoś nas ubiegł.

Konwój.

20 kilometrów.

Już się rozkładały

zwęglone trupy.

Powiedziano mi

    „Masz misję”.

Wyruszyliśmy z kolegą.

Bomby zapalające.

Płonące domy,

płonący ludzie,

płonące szyby naftowe.

Ropa, dym, piasek.

Morze ognia.

    Koń.

Oszalały z bólu i strachu.

Pogłaskałem go.

Ociekał ropą.

Pognał, zapalił się.

Płonąca strzała

 

Nikogo nie zabiłem.

Wystrzeliłem tylko raz.

Na wiwat.

Na zakończenie wojny.

Wróciłem do domu

 

Niedawno spotkaliśmy się.

My i lotnicy.

Powiedziałem:

    „ Nikogo nie zabiłem.”

Kolega powiedział:

    „Zabiłem jednego człowieka.

Do dziś widzę jego twarz.”

Lotnik powiedział:

    „Zabiłem 10 tysięcy ludzi.

    Nie widziałem ich twarzy.”